poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od początku


Późno, bo mimo że 2 chemia była słaba i ze mną było wszystko dobrze. Szare komórki nie działały zbyt dobrze. Jakaś dziewczyna prosiła mnie o napisanie o tym jak to było od początku, więc choroba zaczęła się jakoś na początku maja. Banalnie powiększony migdałek, więc go zbagatelizowałam. Po tym powiększone węzły chłonne z jednej strony, które przesądziły o pójściu do lekarza. Pierwszą diagnozą było jakieś zapalenie, ale pani doktor nalegała również na zrobienie badań czy mam mononukleozę. Niestety, to nie było to. Wtedy dostałam antybiotyki na chwilę pomogły, węzły się delikatnie zmniejszyły. Ja też czułam się lepiej, przez tydzień może dwa. Węzły znowu spuchły po jednej i drugiej stronie szyi, a potem jeszcze z tyłu. Ponowna wizyta u lekarza tym razem wyszłam ze skierowaniem do laryngologa. Dostałam się na wizytę w szpitalu na kraśnickich.  Tam poznałam 2 cudowne kobiety ! Panie doktor, które się mną zaopiekowały i nie dały zrobić krzywdy. Do tej pory mamy kontakt, coś wspaniałego. Zabieg wycięcia kawałka węzła chłonnego do badań 3 dni leżenia i do domu. W sumie, ja nie wiedziałam co się dzieje. Rodzice słyszeli pogłoski o chłoniaku, ale nie chcieli mnie denerwować. Dowiedziałam się o tym dopiero później i wtedy już wiedziałam, dlaczego po zwykłym zabiegu Tata się ze mną obchodził jak z jajkiem. Ja zostałam tylko powiadomiona o tym, że małe ilości leukocytów mogą być spowodowane leukopenią. Tylko, że liczyłam na zwykłą infekcje. Hehe no, ale cóż. W czwartek w 3 tygodniu po zabiegu Mama wróciła do domu i wtedy też na wieczór poczułam ucisk w klatce. Sprawdziliśmy puls wyszło 120, to nie dobrze. Rano puls sie utrzymywał, więc przeszłam się do lekarza rodzinnego. Jedna tabletka na spowolnienie, słabo podziałała. Druga na uspokojenie i skierowanie do szpitala. Wracam spokojnie do domu dzwonie do Mamuśki, ze mam skierowanie. Ok, ale Mama ma do innego szpitala, Tata zaraz po mnie będzie. No dobra, to czekam. Jedziemy, patrzę hematoonkologia i transplantacja szpiku, ale dalej myślę, że chodzi o za wysoki puls. Wchodzimy ja wciskam doktorowi ekg. Robią mi badania krwi, okej. Siadamy, czekamy, a ja dalej myślę, że jestem tam przez zbyt wysoki puls. W końcu w jakiś sposób z rozmowy wychodzi, że są już moje wyniki węzła. Oczywiście dalej nie połączyłam do końca faktów. Te tabletki naprawdę były mocne ! I wtedy do siebie poprosił nas lekarza, a resztę opisałam już w poście ..... http://fashianne.blogspot.com/2016/07/troche-sie-teraz-zmieni.html?m=1 A i trzymajcie kciuki !

piątek, 5 sierpnia 2016

Szczęściara



Wczoraj rano wróciłam do szpitala, miałam pobrany szpik do badań i ponownie spotkałam się ze swoja ulubioną współlokatorką. I tak sobie wczoraj wieczorem stwierdziłam jak cudowne jest moje życie. Mam wspaniałą, pozytywną rodzinkę. Najlepszego chłopaka na świecie, z którym jak widać przetrwamy wszystko. I świetnych przyjaciół i znajomych, a nawet nieznajomych, bo poznaje ostatnio wiele genialnych ludzi. Dziękuję wszystkim !! Teraz wrócę do pobranego wczoraj szpiku. Jak wiecie miałam zostać w szpitalu na dłużej, ponieważ z 90% niedobrych komórek chemia zdołała zabić tylko 70%, czyli zostało 20%. Sporo. Przy tak małym spadku, wyniki nie powinny wzrosnąć, a jednak ! Stąd 3 piękne dni w domciu. Wczoraj po wstępnych badaniach okazało się, że w szpiku zostało tylko 3%. Radość maksymalna! Jako jedyna osoba z 170 w Polsce, które były leczone w taki sposób dostałam takiego spadku. Cieszyliśmy się niesamowicie, a dziś jest jeszcze lepiej. Po dokładniejszym badaniu wyszło, że zostało 0.2%. Jak ?! Jak ?! Jak ?! Bo jestem SZCZĘŚCIARĄ! Haha i ja o tym bardzo dobrze wiem :). Teraz trochę mniej szczęścia, bracia niestety nie są zgodni, więc zostaję zapisana na listę oczekujących. Módlcie się i trzymajcie kciuki za szybkie odnalezienie dawcy! Kto wie może już na mnie czeka w gotowości. Teraz idę drzemką świętować dobre wyniki również morfologiczne.